Argylle - tajny szpieg to nowy film akcji w reżyserii Matthew Vaughna, twórcy serii Kingsman. Obiecująca obsada i intrygujący marketing wokół produkcji wzbudziły spore oczekiwania, jednak końcowy efekt okazał się rozczarowaniem. Recenzenci krytykują chaotyczny scenariusz, jałowy koncept oraz brak głębi i przesłania. Mimo widowiskowych scen akcji, film pozostawia uczucie pustki i nuży swoim nadmiarem efektów specjalnych. Ostatecznie produkcja mija się z celem i nie spełnia pokładanych w niej nadziei.
Intrygujący zestaw twórców i gwiazd oraz chwytliwy marketing
Nowy film szpiegowski Argylle w reżyserii Matthew Vaughna (Kingsman: Tajne służby) wzbudził spore zainteresowanie jeszcze przed premierą. W obsadzie znaleźli się tacy aktorzy jak Henry Cavill, Sam Rockwell czy Bryce Dallas Howard. Do tego na drugim planie pojawiają się gwiazdy takie jak Catherine O’Hara, Bryan Cranston, John Cena czy Samuel L. Jackson.
Taki zestaw nazwisk rozbudzał apetyt fanów kina szpiegowskiego. Do tego twórcy zadbali o chwytliwą kampanię marketingową, wydając fikcyjną książkę Argylle, która trafiła na półkirealnych księgarń. Wszystko to sprawiło, że produkcja zapowiadała się jako udana mieszanka gatunku szpiegowskiego z elementami komedii i parodii.
Nieudana próba parodii
Niestety pomysłowo zapowiadający się film Argylle ostatecznie okazał się rozczarowaniem. Za sprawą nadmiernej stylizacji i przerysowania fabuła nie daje widzom wciągnąć się w intrygę szpiegowską. Zamiast tego mamy do czynienia z jałową parodią, gdzie motywacje postaci są mgliste, a fabuła przeskakuje z twistu na twist, nie budując głębszych emocji.
Kreskówkowa przemoc i kinetyczne sztuczki Vaughna tym razem męczą
Reżyser Matthew Vaughn znany jest ze swojego charakterystycznego, dynamicznego stylu. Jego filmy cechuje szybki montaż, popisowa choreografia scen akcji i przesadzona, kreskówkowa przemoc. Te znaki rozpoznawcze przyniosły dotychczas dobre efekty w takich produkcjach jak Kick-Ass czy wspomniany Kingsman.
Niestety w przypadku Argylle sprawdzone dotąd sztuczki Vaughna nie zdają już egzaminu. Przesadzona estetyka, nachodzące na siebie zwroty akcji i chaotyczny scenariusz sprawiają, że całość nuży i męczy. Brakuje momentów wytchnienia i refleksji. To, co kiedyś wydawało się świeże, tym razem pozostawia uczucie wtórności i kiczu.
Kinetyczne sztuczki nie mają już tej świeżości, co kiedyś. Kicz operowej estetyki Vaughna po raz pierwszy męczy, a sceny mające w kulminacji wywołać ekstazę wywołują raczej ciarki żenady.
Chaos scenariusza i jałowy koncept fikcji przenikającej do rzeczywistości
Mocną stroną dotychczasowych produkcji Vaughna były zawsze spójne, choć szalone fabuły. Tymczasem scenariusz Argylle grzeszy nadmiernym chaosem. Koncept fikcji literackiej przenikającej do świata rzeczywistego miał potencjał, jednak z czasem okazuje się coraz bardziej jałowy. Nie ma w tym pomysłu ani przesłania, ani głębszego komentarza.
Bezbarwne postacie
Braki fabularne odbijają się też na kreacji bohaterów. Szczególnie rozczarowuje postać głównej bohaterki, pisarki Elly granej przez Bryce Dallas Howard. Ta postać, która mogłaby być motorem fabuły i wnieść nutę autorefleksji twórczej, jest zaledwie bierną kukiełką miotaną przez scenariusz.
Bohater | Aktor | Ocena kreacji |
Elly | Bryce Dallas Howard | Rozczarowanie |
Argylle | Henry Cavill | Bezbarwny |
Aidan | Sam Rockwell | Jedyna jaśniejsza postać |
Finale pozostawia uczucie emocjonalnego wyprania
W finale filmu Argylle trudno odczuwać jakiekolwiek emocje. Cała akcja, choć pełna zwrotów i widowiskowych scen, pozostawia uczucie pustki. Jakby twórcy tak skupili się na fabularnych sztuczkach, że zapomnieli o widzach i o tym, żeby zaangażować ich w fabułę. Tym samym oglądający ma wrażenie bycia emocjonalnie wypranym z produkcji, która zapowiadała się na solidną porcję rozrywki.
- chaotyczny scenariusz pełen twistów bez głębszego celu
- postacie pozbawione charakteru i motywacji
- przesyt efektów specjalnych kosztem fabuły
Te braki sprawiają, że Argylle okazuje się niewypałem i rozczarowaniem. Szkoda, bo potencjał był spory. Być może jednak ten niefortunny projekt będzie dla Vaughna i spółki cenną lekcją przy kolejnych produkcjach tego kalibru.
Podsumowanie
Film Argylle z gatunku kina szpiegowskiego z elementami komedii zapowiadał się obiecująco. Gwiazdorska obsada z Henrym Cavillem i Samuelem L. Jacksonem oraz świetny marketing wokół produkcji wzbudzały apetyt fanów. Jednak ostatecznie nowy film Matthew Vaughna okazał się rozczarowaniem. Recenzenci krytykują przede wszystkim chaotyczną fabułę, gdzie kolejne zwroty akcji gubią widza zamiast go angażować. Do tego styl reżysera tym razem nuży i razi przesadą. Szkoda, bo nie brakowało tu dobrych pomysłów. Być może będzie to jednak dla twórców cenna lekcja.
Argylle miał spory potencjał aby dostarczyć rozrywkową opowieść łączącą szpiegowski klimat z elementami komedii i parodii gatunku. Niestety z tych obietnic niewiele zostało zrealizowanych. Fani Vaughna mogą czuć się rozczarowani. Być może jednak jest to tylko chwilowy zawód i kolejne projekty przyniosą im więcej satysfakcji.